sobota, 7 maja 2016

Pech. Tak po prostu.

Sobota.
Za mną 3 ciężkie pracujące w tym tygodniu dni. Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że mogą być one takie ciężkie. I że tyle się stanie w mojej głowie...
W czwartek prawie zabił mnie samochód na pasach. Stałam przy przejściu, czekałam aż jeden z samochodów zatrzyma się i przepuści mnie, żebym mogła przejść, bo po godzinie 16 na ulicach w Dzierżoniowie jest duży ruch. No i zatrzymał się. Kiedy zaczęłam przechodzić jeden z samochodów który jechał za tym, który mnie przepuszczał nagle wyjechał i zaczął go wymijać, wjeżdżając prawie prosto na mnie. Cudem żyję. To już nie pierwszy raz. Po raz kolejny uciekam od śmierci. Ciekawe ile jeszcze razy mnie takie coś spotka. Człowiek nie może czuć się bezpieczny nawet w miejscu, w którym powinien się w taki sposób czuć. Beznadzieja.
Poza tym, stało się coś po raz pierwszy od 4 miesięcy, lecz to pominę. Nie ma sensu się po raz kolejny denerwować i rozmyślać. 
Dziś rano. Słoneczne promienie przywitały mnie w moim pokoju. Jakie to wspaniałe! Uwielbiam sobotnie poranki. Budzisz się i wiesz, że nie musisz nigdzie się spieszyć, nigdzie iść. Luźny dzień w pełni do wykorzystania na to co chcesz. Jak go spędzisz zależy tylko i wyłącznie od Ciebie. Przynajmniej tak jest w moim przypadku. Wstałam po 7, nikogo w domu nie było. Zostawili mi kartkę, żebym kupiła mleko i chleb, więc najpierw poszłam do gospodarza po mleko, następnie udałam się do wujka do sklepu, aby kupić chleb. Trochę to trwało, bo dawno mnie nie było w sklepie, a jak to zwykle bywa ze mną i z wujkiem zawsze musimy sobie porozmawiać na wszystkie tematy. Później zachciało mi się coś słodkiego, więc poszłam do domu po resztę pieniędzy i kupiłam 3 batony. Tak, to było moje dzisiejsze śniadanie. Tak bardzo fit! Ogółem rzecz biorąc w sklepie spędziłam około 2 godzin. Lubię sobie porozmawiać w sklepie, trochę się pośmiać. Zawsze ktoś przyjdzie, powymienia zdania, doniesie jakieś ''newsy''. Wróciłam do domu. Wyszłam na przystanek z Edkiem, bo wstępnie mama z siostrą miała wrócić przed 11. Niestety ja i mój przyjaciel rozczarowaliśmy się, kiedy z autobusu wysiadła tylko sąsiadka.
Teraz czekam w domu na nie, za chwilę przyjadą. Zaraz ogarnę trochę w domu, wyjdę z Trollem na weekendowe ploty, a jak wrócę będę szykowała się na imprezę. Czekam na tą imprezę bardzo mocno, bo dawno w Gilowie nie było takiej młodzieżowej, wiejskiej potańcówki. Nie muszę szukać transportu, bo sala, na której odbędzie się ''wixa'' jest dosłownie kilkadziesiąt metrów od mojego domu, więc jest to dla mnie wielkim plusem, bo z transportem zawsze jest problem. Ale jest też wielki minus - jutro przed 7 rano muszę być na nogach, bo mamy akcję ŚDM-u i muszę być zdolna do wykonywania wszystkim związanych z nią czynności. Naprawdę nie wiem jak to zrobię, ale kto jak nie ja!

Niedługo spełnię swoje jedno z większych marzeń, ale o tym napiszę w kolejnej notce. Już naprawdę nie mogę się doczekać tego dnia. To będzie coś niesamowitego! Wielki powrót po tylu latach. Brakuje mi czegoś, czym mogę zająć myśli. Dlatego to, co planuję będzie najlepszym rozwiązaniem dla obecnego stanu ducha. Zaczyna się nowy czas w moim życiu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz